MAKABRYCZNA INTERWENCJA W DWÓCH GOSPODARSTWACH W WIELKOPOLSCE






Ostatni tydzień był bardzo pracowity dla Inspektorów Mondo Cane Piła.
Podjęto dwie interwencje, w dwóch gminach, w gospodarstwach należących do jednego człowieka. Człowiek ten od kilkunastu lat był zmorą okolicznych mieszkańców i służb. Prowadził makabryczne hodowle zwierząt gospodarskich, nie wpuszczał na teren Inspekcji Weterynaryjnej, od lat próbowano sobie z nim poradzić.
Zareagowaliśmy na zgłoszenie i przeżyliśmy jedne z najbardziej dramatycznych interwencji w naszej karierze.
Pierwsza interwencja odbyła się 10 czerwca i trwała od 10.00 rano do 4.30 dnia następnego. W gospodarstwie w gminie Tuczno odnaleźliśmy 78 owiec, 15 gęsi, 10 żywych świń, w tym jedna w stanie agonalnym, 2 martwe świnie i rozkładające się resztki ciał zwierząt – i świń i owiec. Posesji pilnował pies przypięty do opony w szczerym polu, bez budy, wody, jedzenia…..
W interwencji uczestniczyli pracownicy PIW z Wałcza, policja z KPP Wałcz i Ochotnicza Straż Pożarna z Tuczna. Nikt nie miał wątpliwości, że wszystkie zwierzęta muszą zostać odebrane. Mimo nocnej pory na miejsce przyjechał również burmistrz Tuczna, Pan Piotr Pierzyński. Agresywny właściciel został zatrzymany, zwierzęta odebrano zgodnie z prawem i zostały one zabezpieczone przez gminę, tak jak stanowią przepisy. Pies z łańcucha pojechał do schroniska, z którym gmina ma umowę, na szczęście dobrego i znanego nam.
Jesteśmy pod wielkim wrażeniem profesjonalizmu służb, nigdy nie spotkaliśmy takich fachowych pracowników Inspekcji i takiego zrozumienia problemu w gminie.
Druga interwencja odbyła się 12 czerwca i trwała od godz. 19.00 do 3.30 dnia następnego. W gospodarstwie w gminie Wałcz, należącym do samego człowieka odnaleźliśmy, około 40 żywych świń, w tym jedna w stanie agonalnym, 1 świnia została poddana eutanazji, 4 następne zostały wskazane do eutanazji. Zwierzęta żyły w makabrycznych warunkach, miały poodgryzane uszy i ogony, połamane kończyny, otwarte rany, od miesięcy brodziły w swoich odchodach. W stadzie powszechny był kanibalizm, zwierzęta były głodzone i utrzymywane w strasznych warunkach. Tu też rozkładające się resztki ciał zwierząt. Na piętrze rozpadającej się stodoły było zamknięte 150 kur, bez dostępu do wody i jedzenia. Przeżyły, bo stodoła miała dziury w dachu.
I w tym przypadku Inspekcja Weterynaryjna nie miała wątpliwości, że zachodzi znęcanie się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem, doskonale zachowywała się również policja, znów wsparła nas Straż Pożarna, tym razem z Wałcza. Pół nocy zajęło przekonywanie wójta gminy Wałcz, że ma on obowiązki i istnieje coś takiego jak ustawa o ochronie zwierząt.
Podjęto finalnie decyzje o odebraniu zwierząt i umieszczeniu ich we wskazanym przez wójta gospodarstwie do czasu rozstrzygnięć karnych.
W sumie okrutnemu gospodarzowi odebraliśmy wraz z gminami i służbami 295 zwierząt:
- 78 owiec
- 49 świń
- 15 gęsi
- 152 kury
- 1 pies
Wszystkie zwierzęta, zgodnie z przepisami są pod opieką gmin, zostały również zabezpieczone jako dowody do sprawy karnej.
Złożyliśmy doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa i będziemy walczyć o jak najwyższy wyrok dla okrutnego hodowcy.
Bardzo dziękujemy Inspekcji Weterynaryjnej z Wałcza, nigdy nie spotkaliśmy takich empatycznych i profesjonalnych urzędowych lekarzy weterynarii. Policjanci z KPP Wałcz to również powód do dumy dla polskiej policji. Burmistrz z Tuczna nie miał żadnych wątpliwości, że zwierzęta trzeba odebrać. Dzielni strażacy z Tuczna i Wałcza oświetlali nam teren interwencji w nocy i pomagali w załadunku zwierząt.
Szczególne podziękowania należą się lekarzowi weterynarii Tomaszowi Zydorowi z Tuczna, który dokonywał wstępnych oględzin, kolczykował i znakował zwierzęta i odnalazł poukrywane szczątki nieżywych zwierząt. Był z nami całą noc.
Zło działo się od lat, okoliczni mieszkańcy wielokrotnie błagali o pomoc, pisali do służb i instytucji. Dopiero nam się udało. Jak bardzo bano się tego „gospodarza” niech potwierdzi fakt, że gospodarstwo rolne wpisane w programy-uchwały obydwu gmin, to samo w obydwu przypadkach, odmówiło przyjęcia odebranych zwierząt, choć podpisało umowy z gminami i zobowiązało się do opieki nad odebranymi zwierzętami gospodarskimi. Ze strachu przed okrutnym, nieobliczalnym właścicielem obydwu gospodarstw, który w czasie naszej interwencji zaatakował fizycznie policjanta.
Trzymajcie za nas kciuki – po raz kolejny będziemy walczyć o wyrok za zwyrodnialstwo. Bo na dręczenie zwierząt nie ma pozwolenia.
Jeśli możecie to pomóżcie nam w tej walce o sprawiedliwość, prowadzimy wiele spraw, a na wyroki czekamy czasem kilka lat.