Eutanazja
Dla kogo dobra ta śmierć?
Często posiadacze psów czy kotów twierdzą, że kochają swoich czworonożnych ulubieńców i traktują ich jak członków rodziny. Z zapałem opowiadają o ulubionych przysmakach pupili, długich spacerach, wspólnych zabawach. A jednak... Kiedy zwierzak zaczyna chorować czy starzeć się, nie pozwalają mu dotrwać do końca jego dni. Zapada decyzja o uśpieniu.
Potrzebny szacunek
Niestety, choć mówimy o miłości, nierzadko traktujemy zwierzęta jak żywe zabawki, które miło jest przytulić, wyjść z nimi na spacer, pobawić się. Niewielu widzi w swoich czworonożnych przyjaciołach żywe istoty zasługujące na szacunek, które podobnie jak my mają prawo do godnego życia i godnej śmierci.
Coraz częściej lekarze weterynarii, a wśród nich wspaniała doktor Dorota Sumińska, która w mediach prowadzi prawdziwą kampanię na rzecz poszanowania naszych braci mniejszych, podkreślają, że zwierzę można uśpić tylko w skrajnych przypadkach. Usprawiedliwieniem dla takiej decyzji może być ciężka, nieuleczalna choroba, której towarzyszy duży ból albo bardzo poważne, nie rokujące nadziei na wyleczenie uszkodzenie ciała np. w wyniku wypadku samochodowego.
Niestety, wiele zwierząt kończy życie dużo wcześniej. Kiedy zaczynają starzeć się, chorować, wymagać opieki właściciel prowadzi je do lecznicy, gdzie otrzymują śmiertelny zastrzyk. A one ufnie patrzą mu w oczy i do końca wierzą, że ich pan im pomoże i nie pozwoli zrobić krzywdy. Często nawet umierając, usiłują jeszcze lizać ręce człowieka, który skazał je na śmierć.
Okrucieństwo nazwane miłością
Tytuł książki był obiecujący, recenzje na okładce też, zaś sam autor deklarował się jako miłośnik psów. Nie będę przytaczać tytułu tej pozycji, ani nazwiska twórcy, ponieważ to, co tam przeczytałam było zwyczajnie bulwersujące. Labrador Stanley został skazany na śmierć, ponieważ... jego serce słabło. I chociaż nie wykazywał jeszcze poważniejszych oznak chorobowych, jego pan zadecydował za niego. Ale po kolei...
Opiekun Stanley’a dowiedział się, że pies ma chore serce. Nie było nadziei na wyleczenie, ale można było ratować zwierzaka odpowiednimi zabiegami, lekarstwami itd. Niestety, ów „miłośnik” psów, którego Stanley miał nieszczęście być podopiecznym stwierdził, że dla labradora najlepiej będzie, kiedy odejdzie jeszcze w pełni sił. Bo przecież właściciel nie mógłby swoimi, jakże współczującymi oczami obserwować jego cierpienia. Istniała ewentualność oddania psa do innego domu, gdzie w spokojniejszym otoczeniu mógłby pożyć nieco dłużej. Jednak to nie wchodziło w rachubę, ponieważ „kochający” pan stwierdził, że „prędzej bym umarł, niż oddał go komukolwiek, zerwał łączącą nas niezwykłą więź”. Alternatywą stała się śmierć.
Ciekawe, że autor książki swoje okrucieństwo wciąż motywuje dobrem psa. Czy on sam chciałby umrzeć u progu ciężkiej choroby, mając w perspektywie coraz gorsze samopoczucie? Wątpliwe. Zarówno ludzie jak i psy, z całych sił trzymają się życia, nawet jeśli nie jest ono najlepszej jakości.
Stanley nie miał wyboru. Jego pan zafundował mu jeszcze ostatni spacer, ostatni posiłek, po czym zaprowadził do weterynarza, gdzie labrador otrzymał śmiertelny zastrzyk. Właściciel zaś cały czas rozczulał się nad swoim cierpieniem i żalem po stracie przyjaciela.
Gdyby Stanley mógł decydować, pewnie wolałby dostać się pod opiekę kogoś bardziej odpowiedzialnego. I żyłby dalej, bo jego panu nie przeszkadzałoby, że pies nie jest już taki żwawy, często się męczy, a jego serce nie pracuje już tak jak kiedyś. Opiekowałby się swoim przyjacielem do końca, tak jak należy opiekować się przyjaciółmi, którzy spędzili z nami całe swoje życie.
Inne spojrzenie
To książka inna od wszystkich. Wspomnienia człowieka, który przez większość swojego życia był myśliwym. Jak mówi w wywiadach - ręce miał po łokcie unurzane we krwi. Dziś jest buddystą, wegetarianinem i aktywnym działaczem na rzecz ochrony zwierząt.
Na każdej stronie książki Farba znaczy krew Zenona Kruczyńskiego znajdujemy dowody na to, że nie powinniśmy zabijać żywych istot. W jednym z rozdziałów wypowiada się lekarka weterynarii Bożena Montwiłł. Prowadzi praktykę w Szwecji i odmawia dokonywania eutanazji. Przytacza wiele argumentów za tym, że zwierzęta nawet chore i stare nie chcą umierać:
„Leży na stole zrezygnowany kot, nie broni się już i gdy nadchodzi ten moment, że mam go zabić, to on nagle – często się to zdarza – ożywa, broni się albo zaczyna uciekać, drapać, gryźć, lub tuli się do właściciela. U zwierząt umierających „bez pomocy” nie widziałam reakcji obronnych przed śmiercią”.
Lekarka tłumaczy, że właściciel podejmując decyzję o uśpieniu chorego zwierzęcia nie kieruje się jego dobrem, lecz działa we własnym interesie. To nie zwierzę nie może znieść bólu, to człowiek nie umie sobie poradzić z osobistym cierpieniem. Zwierzęta całym swoim zachowaniem udowadniają, że nie chcą być dobijane.
Zenon Kruczyński wspomina śmierć swoich dwóch suczek. Obie były chore i zostały uśpione. Autor książki do dziś nie może pogodzić się z bólem, który czuje. Zdaje sobie sprawę, że źle postąpił. Zupełnie inaczej postąpiła jego znajoma, która była ze swoją jamniczką do końca. Suczka odeszła w domu, w znajomym otoczeniu, wśród przyjaznych ludzi. Właściciela opłakała ją, odżałowała i myśli o nowym psie. Nie musi borykać się z poczuciem winy i wyrzutami sumienia, że zabiła swoją przyjaciółkę. Może pogodnie ją wspominać.
Prawo do życia
Co jakiś czas odżywa dyskusja o eutanazji. Odzywają się jej zwolennicy, przeciwnicy, zderzają się argumenty.
W stosunku do zwierząt wciąż trwa cisza. Mamy społeczne i prawne przyzwolenie na ich zabijanie, które nazywamy eufemistycznie uśpieniem lub eutanazją czyli dobrą śmiercią. Wydajemy wyroki śmierci na przyjaciół, którzy towarzyszyli nam przez całe swoje życie. Odzieramy ich z godności, mówiąc, że tylko człowiek umiera, zwierzę „zdycha”. W przekonaniu o ludzkiej wyższości dajemy samym sobie prawo do ferowania wyroków.
Bożena Montwiłł tłumaczy do jakich paradoksów dochodzimy w naszej ludzkiej megalomanii. „Nagradzamy” zwierzę śmiercią, gdy ono cierpi – trudno o większy bezsens. W stosunku do siebie nie wprowadziliśmy pojęcia śmierci w nagrodę. Znamy tylko karę śmierci. Więc?
Autor: MARTA GÓRSKA